W środę pojechaliśmy do Postojnej obejrzeć jaskinię i Zamek Predjamski. Podróż z Podbela to 2 godziny krętych i wąskich dróg…tak gdzieś w połowie drogi zaczęło mnie mdlić, chwilę później Kubę – ale udało się powstrzymać żołądki na wodzy. Ledwie…. bo Daniel jak rasowy Słoweniec mknął po serpentynach bez pobocza, gdzie ledwie dwa auta się mijały, ale dojechaliśmy z zawarotścią żołądków na swoich miejscach ;)
Jaskinia Postojna jest to najdłuższa jaskinia krasowa w Słowenii – to blisko 20 km podziemnych sal i korytarzy. Występują w niej obficie rzadkie zjawiska przyrodnicze: pola żebrowe, lejki krasowe, znikające rzeki i wysychające jeziora. Zwiedzanie jaskini trwa ok. półtorej godziny.
Przed wejściem do jaskini zrobiliśmy jeszcze parę pamiątkowych fotek, tutaj Krzyś na kolejce elektrycznej :)
Daniel z chłopcami w oczekiwaniu na „naszą” godzinę wejścia:
Trasa turystyczna ma długość 5,5 km. Pierwszy dwukilometrowy odcinek pokonujemy kolejką elektryczną, następnie ok. 1 km poruszamy się pieszo oglądając najpiękniejsze fragmenty jaskini pomiędzy Kalwarią (Velika gora), Pięknymi Grotami (Lepe jame) i Salą Koncertową (Koncertna dvorana), skąd kolejka podziemna rusza w drogę powrotną.
Jazda kolejką była dla mnie ogromnym przeżyciem. Po pierwsze otaczające nas piękno z każdej strony… kolejka sunęła, a człowiek nie wiedział w którą stronę obracać szybko głowę żeby nie uronić ani kawałka pięknych widoków. Po drugie strach: na zakrętach kurczowo trzymałam się barierki mając wrażenie, że zaraz wypadnę. Mocno przyciskałam Krzysia do siebie, żeby mi na którymś szalonym wirażu nie wypadł… miałam wrażenie, że skały z wydrążonych dla kolejki tuneli zaraz urwą mi głowę… niezła jazda jednym słowem, adrenalina wysoko i…ja chcę tam wrócić jeszcze raz!
Parę fotek robionych przez Daniela z pędzącej kolejki:
Docieramy kolejką do celu i tu mały problem…nie ma przewodnika mówiącego „po naszemu”, wybieramy więc angielski i w drogę!
Nie, jeszcze nie…najpierw pamiątkowe fotki ;)
Jaskinia Postojna słynie z niezwykłego wręcz bogactwa nacieków o zróżnicowanych barwach i kształtach. Nacieki są różnej wielkości. Najmniejsze są rurki i stalaktyty zwisające ze stropu, największe zaś stalagmity i wyrastające z podłoża kopy. Na ścianach obserwujemy tzw. draperie i zasłony.
Ta kręta wijąca się ścieżka z barierkami na dole zdjęcia – to trasa którą za chwilę będziemy szli:
Urzekło mnie bogactwo koloru nacieków, na który wpływają różne dodatki, które deszczówka przynosi z powierzchni pod ziemię. Na czerwono barwią nacieki krasowe iły bogate w tlenki żelaza, barwę czarną i szarą nacieki zyskują na skutek znajdujących się w wodzie tlenków manganu.
W jaskini panuje stałą temperatura zimą i latem i wynosi ok. 10 stopni Celsjusza (przypominam o polarach! ;) Dla dzieci wzięliśmy też kurtki – bo jednak różnica temperatur ogromna: na zewnątrz było 36 stopni. Jak ktoś zapomni polara – można wypożyczyć sobie za bodajże 2,5 euro taki zmyślny zielony płaszczyk do ziemi z dziurami na ręce i kapturkiem).
Miałam napisać krótki rys historyczny, oraz parę ciekawostek… Ale w sumie nie wiem czy to nie znudzi Czytelników? Na razie poprzestanę na zdjęciach… jeśli Czytelnicy życzą sobie szerszą opowieść okraszoną zdjęciami poszczególnych sal – proszę śmiało pisać w komentarzach, a „popełnię” taką notatkę :) Na razie tylko fotki, parę fotek.. no może parenaście… tyle ichjest, co jedno to piękniejsze…aż trudno wybrać tylko parę.
Pieszą wycieczkę po tym niesamowitym podziemnym świecie zakończyliśmy w największej grocie jaskini – Sali Koncertowej. jej wysokość przekracza 40 metrów i może pomieścić 10 000 osób. Echo tu jest bardzo wyraźne a pogłos słyszalny jest prawie 6 sekund. Jeszcze skorzystaliśmy z WC (grzechem byłoby nie zajrzeć do WC pod ziemią ;) ) po czym kolejką elektryczną udaliśmy się w drogę powrotną.
Po wyjściu od razu skierowaliśmy się do wiwarium – podziwiać faunę podziemnego świata – rzadkie gatunki chrząszczy, pająków, świerszczy, raków, stonóg. Ale głównie zależało nam na zobaczeniu i pokazaniu dzieciom bardzo rzadkiego, żyjącego tylko w krasowym podziemnym świecie jaskini ogoniastego płaza – odmieńca jaskiniowego (łac. Proteus anguinus).
Jego ciało o dł. do 30 cm jest białawe lub różowe, oczy ma ukryte pod skórą, oddycha pierzastymi, zewnętrznymi skrzelami i żyje do 100 lat – tylko w wodach jaskiniowych Krasu Dynarskiego, gdzie odżywia się mikroskopijnie małymi stworzeniami.
Z niedostępnych wodnych szczelin przedostają się do rzek podziemnych, skąd odławia się wyłącznie do celów badawczych. Jako gatunek unikalny odmieniec jaskiniowy jest pod ścisłą ochroną. Osobniki znajdujące się w pokazowym basenie pozostają w nim tylko przez 2 miesiące, potem wracają na wolność i zastępuje się na kolejne 2 miesiące innymi.
Zapraszam również do zapoznania się z oficjalną stroną jaskini na której znajdziecie wiele pięknych zdjęć, ciekawostek i informacji – Postojnska Jama.
Po tych atrakcjach dzieci solidnie zgłodniały więc zatrzymaliśmy się na małą przekąskę :)
Następnym punktem naszego programu był Zamek Predjamski do którego prowadzi zaledwie 9 kilometrowa malownicza droga.
Na świecie jest wiele pięknych, na pewno wspanialszych zamków i twierdz… jednak Zamek Predjamski jest tylko jeden. To prawdziwe „gniazdo” zbudowane zuchwale na 123 metrowej pieczarze skały nawisowej tuż nad miejscem, gdzie znika pod ziemią krasowy potok Lokva. Jeśli Czytelnicy sobie życzą – mogę opisać w osobnej notce również dzieje zamku i jego bogatą historię, opisać komnaty i ubarwić opowieść zdjęciami. Teraz pokaże tylko parę zdjęć, świadczących o tym, że ten Zamek to jedna z piękniejszych budowli.
No i oczywiście – oficjalna strona Zamku Prjedjamskiego.
Na zwiedzanie jaskiń pod zamkiem nie wystarczyło nam już siły – ale na pewno to nadrobimy w przyszłym roku… bowiem jest jeszcze wiele cudownych zakątków Słowenii których nie zwiedziliśmy.
Wracając z Postojnej do Kobaridu przyszło nam do głowy, że przydałoby się kupić chleb i może coś jeszcze. Zaczęliśmy się więc rozglądać.
Jedna miejscowość – 5 domów, bar i to wszystko. Kolejna miejscowość – taka sama i tak jeszcze kilka kolejnych.
Nareszcie widać za zakrętem prawdziwe miasto – 15 domów i stacja benzynowa.
Na stacji dowiedzieliśmy się że najbliższy sklep (i do tego supermarket) jest w miejscowości o jakiejś tajemniczej nazwie.
Udało się go znaleźć – kolejne kilka miejscowości i kilkanaście km dalej.
Pamiętajcie będąc na Słowenii – tam mieszka tylko 2mln ludzi i za dużo sklepów nie potrzebują :-)
Aż się chce kiedyś pojechać Waszym śladem… Jest czego zazdrościć – śliczne widoki! :)
super jest Ta Wasza wyprawa, zdjęcia cudne