Włochy – Słowenia: w podróży…

No to ruszamy w drogę o godz. 05:40 zapakowani prawie po dach.

Pierwszy postój zaliczamy w Rybniku. Jest godzina 06:59 i odbijamy się od zamkniętych drzwi McDonald’s, które w Rybniku czynne jest od 07:00, a McDrive w remoncie.
Obsługa ma trudny start – czekamy ponad 20 minut na zestaw dziecięcy i jakieś śniadaniowe tortille dla nas. Po „zdrowym” posiłku ruszamy w stronę Wiednia.
Większość ekipy jak zwykle tak:

Oczywiście nie obyło się bez naszych zwyczajowych głupawych dialogów :)
W Czechach na autostradzie Daniel zauważył auto z indykami:

Daniel: Indyki?
Ja: Nooo, ale jakie biedne ściśnięte takie.
Daniel: Na Thanksgiving jadą
:)

Chwilę później szukam czegoś znośnego do słuchania w radiu…
Ja: O! Cher mają w radiu!
Daniel: I nie śpiewa po czesku
:)

W Austrii zaczęło mnie już mocno brać zmęczenie i plotłam co mi ślina na język przyniosła…

Ja: Wiesz… ja znam parę słów po niemiecku: ich liebe dich…woltzwagen…
Daniel: Makszwajn. :)

Po drodze robiliśmy zdjęcia z jadącego samochodu, niestety wszystkie ładniejsze widoki zostały przykryte przez płoty i ekrany.

Widzieliśmy też wypasioną wersję traktora z fotelikiem dziecięcym ;)

Nocleg mieliśmy zaplanowany w Lignano Sabbiadoro. Na miejscu okazało się, że na kampie mają wolne tylko jedno miejsce na 2 dni. Sfrajerowaliśmy się strasznie nie biorąc noclegu.
Kolejne 2 godziny jeździliśmy od kempingu do kempingu i szukaliśmy „piazzola”.
Oczywiście trafiliśmy na jakiś turystyczny boom i na żadnym kempingu nie było dla nas miejsca.
Byliśmy na każdym możliwym kampie w Lignano i Bibione… i nic… Zero, null „piazzoli”.
Humory mieliśmy coraz bardziej minorowe. Za to dzieci spisały się wyjątkowo – zero kwęków i stęków. Spokojnie siedziały, normalnie jak nie nasze dzieci.
W końcu po ponad 2 godzinach krążenia od kampu do kampu z wizją spania z dziećmi w aucie Danielowi udało się wyszarpać jedno wolne „piazzole” na jedną noc na kampie Dune w Bibione.

Wjeżdżamy na kamp i okazuje się, że wolnego miejsca pod namiot jest od groma i jeszcze trochę.
Włosi to dość dziwny naród – nie uznają miejsc bez prądu jako zdatnych do zamieszkania…
Na szybko zabraliśmy się za rozbijanie namiotu i skończyliśmy w sam raz przed zmrokiem.

3 myśli nt. „Włochy – Słowenia: w podróży…

  1. volaantis

    traktor z fotelikiem bezbłędny :D świetna relacja, dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałam :)

    Odpowiedz
  2. gusla

    Traktor wspaniały, chyba się nie prędko doczekam żeby do polskich rolników dotarło zagadnienie bezpieczeństwa :/
    Pomysł z blogiem podróżniczym jako rodzinnym wspaniały, piękna pamiątka.

    Odpowiedz
  3. Marzena Autor wpisu

    @ volaantis – rodzinnie zapraszamy na dalsze częsci tej i innych naszych eskapad :)
    @ gusla – :)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *